2 lipca 2012

Rozdział 2

            Powlokłem się do swojej komórki, która wciąż dzwoniła, a jej hałaśliwy dzwonek doprowadzał mnie do szału. Chwyciłem za telefon i odebrałem. Słychać było tylko cichy szmer i jakieś zakłócenia, ale nie rozpoznałem żadnego głosu. Odsunąłem komórkę od ucha i spojrzałem na wyświetlacz, na którym widniał napis: "numer zastrzeżony". Krzyknąłem więc:

- Halo! - ale w odpowiedzi znów usłyszałem szum, nic więcej. Zdenerwowałem się i rozłączyłem się. Pokręciłem głową i cisnąłem telefonem na półkę. Próbowałem wrócić do swoich rozmyśleń i snu, ale coś, a raczej ktoś mi to utrudnił. W całym moim mieszkaniu rozległ się dzwonek i pukanie dochodzące zza głównych drzwi. Niechętnie podniosłem się z łóżka i z kwaśną miną wstałem. Miałem nadzieję, że nie będzie to mój cholerny, uparty i nieznośny sąsiad, którego nie znosiłem. Był niski, łysiał i zawsze okropnie cuchnął. Nachodził mnie czasem, bo byłem chyba jedyną osobą, która z nim w ogóle rozmawiała, prócz jego upierdliwego psa. Nie dziwiło mnie to, że nawet jego żona znalazła sobie kochanka młodszego od siebie i po prostu od niego odeszła… Jednak tym razem nie był to mój sąsiad. Otworzyłem drzwi, a zza nich wyłonił się Jared. Poczochrałem swoją bujną czuprynę i przetarłem oczy. Przez chwilę myślałem, że po prostu śnię, czy coś, ale na szczęście opamiętałem się.

- Co ty tu robisz? – powiedziałem stojąc w progu i opierając się o framugę.

- Jak to co? Przyszedłem po ciebie. Idziemy coś zjeść i się napić, bo mam cholernego kaca – rzucił klepiąc mnie po ramieniu. – Nie wpuścisz mnie do środka?

- Jar… Nie wyglądasz na człowieka, który kilka godzin temu był całkowicie zalany w cztery dupy! – wycedziłem. Wciąż stałem mu na przejściu i czekałem na wyjaśnienia.

- Słuchaj, Tony. Nawaliłem, tak? Ale powiedz… wczoraj, gdy stałeś na moim stole, wykrzykiwałeś piosenki Beatlesów i rozlewałeś tanią wódkę, to nie bawiłeś się świetnie? – spytał mnie i uśmiechnął się od ucha do ucha.

- Że co?! – rzuciłem. – Boże, ja nic nie pamiętam… - chwyciłem się za głowę.

- Szkoda, bo miałbyś co wspominać swoim wnukom! – krzyknął Jared. – A tak na poważnie… słuchaj, chcę cię przeprosić. Wiesz, nie bardzo wiem od czego zacząć, bo ja nigdy tego nie robiłem, no i…

- Daj spokój, w porządku – uśmiechnąłem się, gdy był taki przejęty i jąkał się przy wygłaszaniu głupich przeprosin, na które czekałem.

- Naprawdę? Dzięki, stary. Ulżyło mi. – Znów poklepał mnie po ramieniu i uścisnął mnie, co było dość dziwne z jego strony.

- Okej, okej. Tylko bez tych czułości… - zaśmiałem się. – No więc, gdzie idziemy?

- Myślałem nad jakąś ciekawą restauracją, gdzie serwują dobre jedzenie…

- Idę się przebrać i możemy pójść – odpowiedziałem i krótką chwilę po tym zmierzaliśmy już w wyznaczone miejsce.



***


            Weszliśmy spokojnym krokiem do jednej z najlepszych restauracji w mieście. Luksus i przepych od razu rzucił nam się w oczy. W oczach Jareda widziałem, że czuł się nieswojo, ale ja potrafiłem się doskonale przystosować do obowiązkowej elegancji tego miejsca. Kiedyś, za młodu, często bywałem w takich restauracjach, ale na szczęście już z tego wyrosłem i nie należę do 'tych' osób. Moi starzy wciąż namawiali mnie do chodzenia na eleganckie przyjęcia, czy bankiety. Jednak ja to wszystko zawsze miałem gdzieś, chociaż umiejętności bawienia się głosem i się nie zapomina. Nawet, jak przez tyle lat żyje się w najbardziej obskurnej dzielnicy NY.

- Dobry wieczór – zagadnąłem do laski z obsługi, która chciała nas spytać o zamówiony stolik. Patrzyła na nas dość dziwnie, bo właściwie w żaden sposób nie pasowaliśmy do tego miejsca – Wiem, że nie mamy zarezerwowanego stolika, ale na pewno znalazłabyś coś dla nas. – zagadałem z tajemniczym uśmiechem, zalotnie, a zarazem sztucznie podnosząc jedną brew. To zawsze działa, nawet, gdy nie mają miejsca w restauracji. Miałem nadzieję, że i teraz poskutkuje. Kelnerka widocznie się zarumieniła i uśmiechnęła nieśmiało. Płytka babka, pomyślałem. Powiedziała nam krótkie ‘Proszę za mną’, po czym spełniliśmy jej prośbę i po prostu powlekliśmy się za nią.

            Tak jak przewidywałem, dziewczyna ukradkiem ściągnęła ze stolika, do którego nas prowadziła tabliczkę z napisem ‘rezerwacja’ i poprosiła o rozgoszczenie się. Jared chyba wziął to za bardzo do siebie, gdyż od razu po tym jak usiadł zobaczyłem ruch jego nóg skierowanych w stronę drugiego krzesła. Szybko kopnąłem w jego krzesło, dając mu mimiką znaki, że nie o to dziewczynie chodziło. Z głupią miną zdjąłem swoją starą kurtkę i usiadłem przy stole, a Jared mnie idiotycznie naśladował. Kiedy oddaliśmy wierzchnie okrycie kelnerce, ona dała nam menu. Uśmiechnąłem się sztucznie do niej jeszcze raz i podziękowałem za obsługę. Ładna laska, ale nie w moim typie. Nie kręcą mnie takie dziewczyny, które lecą na uśmiech i mrugnięcie okiem. Jaredowi jednak ona spodobała się. Wywnioskowałem tak, ponieważ niemalże ślinił się za nią i odprowadzał ją wzrokiem, gdy gdzieś szła.

Kiedy tylko kelnereczka oddaliła się na tyle, by nas nie słyszała, zdecydowałem się opieprzyć kumpla.

- Coś ty sobie wyobrażał?! Pięciogwiazdkowa restauracja, a ty sobie nogi na krześle wyciągasz? Wydaje ci się, że jesteś w jakiejś knajpie? Stary, tutaj nie możemy się tak zachowywać, bo nas wywalą. Już i tak nam się udało, że w ogóle tutaj siedzimy. Patrz na tamtego gejowskiego kelnera - rzuciłem cicho i wymieniłem spojrzenia z Jaredem, który następnie zerknął w stronę kelnera. Facet był wysoki, chudy i tępo gapił się na nas. Miał uniesioną dumnie ku górze głowę. Jego włosy były zaczesane na jedną stronę i nawet dostrzegłem przedziałek, co po prostu mną wstrząsnęło.

- Sorry, w końcu kazała się rozgościć. Myślałem, że mamy wrzucić na luz... Boże, ten facet wygląda jak moja sąsiadka, tylko w chudszej wersji - mruknął Jared, a ja uśmiechnąłem się mimowolnie.

- Tak to ty się możesz zachowywać w domu. W takim miejscu obowiązuje coś takiego jak kultura, o ile wiesz – uciąłem nieprzyjemnie rozmowę, wracając do tematu.

           Po kilku minutach przyszedł do nas gejowski kelner, by przyjąć zamówienie. Ten już nie był taki rozmowny i tolerancyjny. Rzucał nam wciąż jakieś przeszywające spojrzenia. Widać było, że nie traktuje naszego przyjścia do restauracji poważnie. Po prostu nam nie ufał. I chyba miał rację, bo to, co Jared-dupek zrobił, nie należy do codziennych czynności w restauracji. Wszędzie pełno było wyrafinowanych, eleganckich, dostojnych i bogatych ludzi, co przyprawiało mnie o mdłości. Czułem się cholernie nieswojo.

            Kiedy została nam przyniesiona zastawa, Jared schował do kieszeni spodni sztućce. Nie byle jakie sztućce, ale było to czyste srebro ze złotymi elementami. Nikt by tego nie zauważył, gdyby nie to, że idiota dwa razy prosił o przyniesienie kolejnych, gdyż ‘nie dotarły do niego żadne, a jego kumpel dostał’. Gdyby zrobił to raz, może i by się udało. Ale kiedy udałem się to toalety, Jared spróbował zrobić ten numer na innym kelnerze, który przechodził koło naszego stolika. Ten również nie wyglądał na milszego. Banda gburów, pomyślałem.

            Kiedy wróciłem, powiedział do mnie:

- Stary, jesteśmy bogaci. – i wyszczerzył zęby w uśmiechu w stylu ‘głupki nie wiedzą co robimy’. Był tak uszczęśliwiony, że nie poznawałem go. Cieszył się jak małe dziecko na widok słodyczy. Zerknąłem w stronę kuchni. Przez małe szybki w drzwiach widać było wielkie poruszenie, wręcz chaos.

- Ty zwariowałeś? Kompletnie ci chyba odbiło... Jeśli potrzebujesz forsy, to powiedz. Moi starzy są dość hojni.

- Ej, zwiewamy Tony – szepnął do mnie, całkowicie ignorując moją wypowiedź. Powoli wstał od stolika i skierował się szybszym już krokiem do wyjścia. Nie miałem wyboru, musiałem za nim pójść. W końcu był moim kumplem...

- Stać, bo dzwonimy na policję! – usłyszeliśmy krzyki za sobą. Nie zważając na nie, bez kurtek, wybiegliśmy na ulicę wprost do grupy nic nie rozumiejących przechodniów. Ludzie patrzyli na nas jak na jakichś morderców i rozległy się szepty. Biegliśmy tak chyba przez pół kilometra, aż do skrzyżowania z małą uliczką, którą dobrze znaliśmy. Skierowaliśmy się do niej i opierając się o ścianę kamienicy uspokajaliśmy oddechy.

- Stary, spytam jeszcze raz... Czy ty się dobrze dziś czujesz? Zostawiłem cię na dwie minuty samego, a ty takie cyrki odwalasz. – Mówiłem sapiąc. Byłem już bardzo wkurzony i czułem, że jego durne wytłumaczenia jeszcze bardziej popsują mi humor. Jared jednak nie miał nawet czasu na odpowiedź, ponieważ usłyszeliśmy syrenę radiowozu, który skręcał do naszej kryjówki. Zdenerwowałem się nieco. Czasem robiliśmy jakieś dziwne i sprzeczne rzeczy, ale nigdy nie mieszała się w to policja. To już nie była ucieczka przed głupiutkim kelnerem, tylko prawdziwy pościg...

            Kiedy dobiegliśmy do końca uliczki okazało się, że jest zablokowana przez zamkniętą bramę z żelaznym łańcuchem, uniemożliwiającym przejście. Spanikowałem, gdyż nie widziałem wyjścia z tej sytuacji. Okrzyki policji słychać było tuż za nami. Na szczęście adrenalina krążąca w moich żyłach zrobiła swoje i praktycznie w ostatniej chwili ściągnąłem z siebie podkoszulek i zarzuciłem go na łańcuchach. Dzięki temu bez problemu udało mi się wspiąć i przejść przez bramę. Kiedy przeszedł również Jared, próbowałem ściągnąć swoje ubranie, jednak zahaczyło się o żelazną siatkę i postanowiłem dać sobie spokój. Ponownie wbiegliśmy w tłum, tym razem wywołując większe zdziwienie, ponieważ byłem bez koszulki. Przechodni patrzyli na mnie, jak na obłąkanego. W sumie było ciepło, jednak nikt nie włóczy się po Nowym Jorku bez ubrania. Jared mnie wyprzedził, skręcając w wąską alejkę. Syreny ucichły, ale ja wciąż byłem niespokojny. Wycieńczony biegiem spojrzałem na Jareda, który uśmiechał się dziwnie.

- Dlaczego ci tak wesoło? - rzuciłem szorstko.

- Niezły ubaw, co? - mruknął radośnie.

- Ta, pewnie. Gliny nas ścigały, przez twoją głupotę - krzyknąłem cicho i westchnąłem zdenerwowany.

- Daj spokój, Tony. Nie mów, że ci się nie podobało? - odpowiedział, a uśmiech nie znikał mu z twarzy. Obrzuciłem go lodowatym spojrzeniem.

- Zrujnujesz mi życie, mam tego dość. Zostaw mnie w spokoju.– podsumowałem tą akcję.


Aut. By uczcić wygraną Hiszpanii publikujemy kolejny rozdział. Mamy nadzieję, że przypadnie on wam do gustu. Viva España! :)

11 komentarzy:

  1. Super rozdział, który już wcześniej czytałam xD No, ale w sumie fajnie było przeczytać go jeszcze raz.
    Jared to niezłe ziółko. Ale żeby tak kraść widelce z restauracji? Niesamowite xD
    Trochę współczuję Toniemu, że nie potrafi mu odmówić i często przez to wpada w kłopoty.
    I ten pościg na końcu też wam fajnie wyszedł. Tak realistycznie.
    Czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Znalazłam przypadkowo tego bloga i mi się strasznie podoba (szczególnie tytuł), lubię takie typy opowiadań. Dobrze, że to z perspektywy chłopaka. Zapowiada się na ciekawą akcję. Widać, że macie talent pisarski. A te słowa slangu młodzieżowego to nawet, nawet... pasują do takiego typu opowiadania. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziwię się, że Tony utrzymuje kontakt z kimś takim jak Jared. Kompletnie do siebie nie pasują. Jestem ciekawa o co chodziło z tym głuchym telefonem.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Byłoby prościej wypełnić hiperłącze i zostawić zaproszenie w "Powiadomieniach". Wtedy nie byłoby żadnego kłopotu. Za spam się nie pogniewam, bo samemu mi się zdarzało spamować. Na przyszłość proszę jednak zostawiać zaproszenia tam, gdzie ich miejsce. Z przyjemnością zajrzę jeszcze i przeczytam, gdy tylko znajdę wolną chwilę. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wow , akcja się rozkręca ^^ Super ;)
    Zajebisty blog :* ;3

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziwię się chłopkowi, że trzyma z takim kretynem jak Jared i jeszcze mu wybacza. Rozdział świetny, fajna akcja w restauracji ;) Ja też cieszę się z wygranej Hiszpanii ;)Pozdrawiam i czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Przeczytałam dwa rozdziały i prolog, zachęcona podstroną ,,Fabuła'' i szczerze - nawet mi się podobało. Styl pisania jest bardzo ładny, lekki i szybko się czyta. Gdzieś zauważyłam dwa-trzy błędy interpunkcyjne, chyba w pierwszym rozdziale [ nie jestem pewna ], ale w sumie - każdemu się zdarza, prawda? :)
    Jared jest idiotą. No, nie mam tego jak inaczej ująć. Typowy facet, który chce być fajny. Mam nadzieję, że Tony jak najszybciej zerwie z nim kontakt.
    Tony jest przeciętny, mało pewny siebie, nie konsekwentny, a ja zastanawiam się czy wydarzenia, które nadejdą go zmienią. Mam nadzieję, że tak. :)
    Trochę nie podobała mi się wycieczka do restauracji. Sam pomysł zresztą wydał mi się naciągany. Gdy czytałam o tym, miałam wrażenie, jakby byli na randce, serio. Aż dziw, że obsługa niczego po sobie nie pokazywała, tylko z nimi flirtowała. Naprawdę, lepiej byłoby, gdyby dwóch facetów poszło do jakiejś budki z hot-dogami. No, ale wtedy Jared nie miałby jak ukraść widelców, a Tony konsekwentnie stwierdzić, że to było już za wiele i postanowić zerwać z nim kontakty. I dlatego ta restauracja wydaje mi się lekko naciągana. Ale to moja opinia. :)
    Czekam na jakąś na główny wątek opowiadania i zapraszam do siebie - http://kroniki-wladcow-ognia.blogspot.com/ dopiero zaczynam i przyda mi się każda opinia. :)
    Och, jeszcze jedno, mam pytanie: kto jest w nagłówku? W sensie - jak się nazywa. :D Już któryś raz go widzę, ale nigdzie nie ma podanych informacji.
    Pozdrawiam, Vastness :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z jednej strony trochę dziwne, że ludzie postrzegają dwóch facetów w restauracji jako geje czy coś. Nie no, ale spoko. Dziękujemy za opinię :)
      Chłopak nazywa się Alex Pettyfer. :)

      Usuń
  9. Hej!
    Rozdział dość ciekawy i taki tajemniczy na swój sposób. Sorki, że nie potrafię rozbudować tego komentarza, ale mam strasznie mało czasu, a tyle blogów do czytania ;)
    pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  10. Podoba mi się, że wprowadzanie czytelnika w ich świat w ciekawy sposób, chociaż jeszcze nic się nie dzieje z obiecanego "Fabuła", to się chwali ;)
    czekam na rozwinięcie się akcji i wstawiam do linków
    www.historiahilaryrose.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń